czwartek, 8 sierpnia 2013

Rodział pierwszy

Kamila
Jest piękny czerwcowy dzień. Słońce, lekki wiatr i 3 chmury na krzyż, jednym słowem; piękna pogoda. Chociaż w sumie to dwa słowa, ale nie ważne. Siedzę sobie w domu, sama, z laptopem na kolanach i szklanką gorzkiej herbaty w lewej ręce, słodkiej nie zdzierżę. Przewijam facebooka tępo wpatrując się to w jakieś słit focie, jakieś teksty motywujące, czy po prostu czytam sobie sucharki, później się z nich śmiejąc przez pół dnia. Nawet nie wiem kiedy w pokoju dziennym, bo salonem to tego nazwać nie można, zjawiła się moja druga połówka. Oczywiście połówka z siatkarskiego boiska, a na imię jej Sylwek, to znaczy Sylwia. Kruczoczarno włosa 21-latka, która jako jedyna z osób trzecich wie gdzie jest klucz do naszych drzwi.
Siedziała za mną, na oparciu kanapy, głośno żując gumę. Nienawidziłam gdy tak robiła, a ona wykorzystywała to, bym się do niej odezwała, małpa jedna.
- Czego oczekujesz, mi lejdi? – rzekłam nie odrywając wzroku od ekranu. No bo jak mogłam oderwać wzrok, skoro było tam zdjęcie Ramosa. Bez koszulki!
- O japierdole. Ale dupa. – odpowiedziała moja partnerka zaprzestając żucia gumy.
- No. Czego chcesz? – spytałam szybko minimalizując stronę.
- Choć pograć. Chłopaki chcą. Przyda im się trening przed mistrzostwami. – mruknęła zaglądając do lodówki.
- To faceci. Grają z facetami. A my czym jesteśmy? Kobietami jesteśmy! – tłumaczyłam jej jak krowie na rowie.
- Ale tak jak ty atakujesz, to nie jeden facet by się nie powstydził, no. – wyszczerzyła się głupio, za co dostała pomarańczowym pociskiem. – No chodź. Wiem, że chcesz. Kamilku.
Popatrzyła na mnie swoimi oczkami zbitego psa. I jak tu odmówić takiemu stworzeniu? Wstałam więc i poszłam po moją torbę treningową, gdzie miałam swój strój i inne „bardzo” potrzebne rzeczy. I pewnie każda inna osoba zrobiłaby to w ciszy i spokoju, ale nie ja. Musiałam coś dopowiedzieć.
- Nigdy nie mów do mnie Kamilku, Sylwestrze! – krzyknęłam najgłośniej jak tylko potrafię, by następnie wystrzelić jak z procy, by nie oberwać czymś, co Sylwia miałaby wówczas pod ręką.  

Gdy dotarłyśmy na nasze treningowe boisko chłopaki już wylegiwali się na słońcu ze słuchawkami w uszach, więc długo się nie zastanawiając, wylałam na Arka nektar pomarańczowy. Trochę się biedak będzie kleił, ale co tam. Nikt nie mówił, że jestem normalna. 
W końcu zaczęliśmy grać, a raczej udawać, że gramy. Co dziesiąta akcja była tak na serio. Wiadomo, jakieś spektakularne obrony (Sylwuś) i atomowe ataki (ja). Po którymś tam serwisie podbiegłam pod siatkę, a chłopaki konstruowali jakąś akcję. Skoczyłam do bloku, ale Krzysiek, ominął moje ręce i uderzył gdzieś pod piąty metr. Gdy już stanęłam na nogi, odwracając się usłyszałam jęki Sylwii. Dziewczyna leżała na piasku krzycząc z bólu i jednocześnie kurczowo trzymając się kolana. Momentalnie zjawiliśmy się obok niej. Najpierw telefon po trenera, później na pogotowie. Niestety, miałam złe przeczucia.

Stałam przy jej łóżku, nie wiedząc co począć. Mistrzostwa Polski zbliżały się wielkimi krokami, a moja para leży w szpitalu.
- Dziewczyno, jak ty pozrywałaś sobie więzadła na piasku. Jak? – spytałam z lekkim uśmiechem. – I z kim ja będę zdobywać teraz kolejne Mistrzostwa, co? Świata, Europy, Polski. Sama nie dam sobie rady. - Dopowiedziałam przykucając obok niej.
- Nie wiem, ale ja sobie chyba nie pogram już. Kurde, a tak dobrze się to wszystko zapowiadało. – zaczęła śmiać się sama do siebie. To się nazywa mieć dobrą minę do złej gry. Chociaż pewnie niedługo obie się rozryczymy.
 Mnie pozostało teraz czekać tylko na jakieś rozporządzenia naszego kołcza, a mojemu biednemu Sylwestrowi pozostały jak na razie trybuny. 


Karolina
Wakacje to czas na odpoczynek, czas żeby wreszcie zapomnieć o szkole i poleniuchować albo po prostu czas żeby dobrze się bawić z  przyjaciółmi. Ale nie dla mnie. Dla mnie to czas treningów z siatkówki plażowej, ciężkiej pracy, ale leniuchowania czasami też.

Był dopiero początek lipca, a my już narzekaliśmy na straszne upały. Próbowałam dawać z siebie wszystko chociaż nie zawsze się udawało. Moja partnerka miała gorzej. Coraz bardziej zaczęła narzekać na kostkę, ale nie poddawała się i dalej ćwiczyła pomimo bóli. Z trenerem patrzyliśmy na nią ze skruchą, ale również podziwem. Za każdym razem doradzałam jej pójście na badania, ale ona za nic nie chciała, chociaż przedwczoraj nareszcie udało mi się ją przekonać.

Jak zawsze przyszłam do ośrodka wcześnie rano,czyli na 10. Już czuje ten gorący piasek pod stopami w takim upale. Wkroczyłam na teren budynku i ruszyłam na boiska, gdzie standardowo przywitałam się z czekającym na nas trenerem. Byłam w nie małym szoku, kiedy nie mogłam nigdzie znaleźć mojej partnerki, przecież zawsze to ona na mnie musiała czekać. Minęło zaledwie pól godziny, a jej nadal nie było. Zaczęłam się coraz bardziej denerwować, co również można było zobaczyć u trenera. Zdążyłam w tym czasie trochę pobawić się w piasku i porządnie rozciągnąć, a trener odebrać jakiś chyba ważny telefon, bo wszedł do budynku.
- Karolino, mam złe wieści. Podejdź tu. - krzyknął do mnie pan Przemek, gdy już wrócił.
- Tak, słucham pana. Coś się stało? - migiem pojawiłam się obok niego i z niecierpliwością oraz lekkim zdenerwowaniem czekałam na to co ma mi do powiedzenia.
- Magda nie może trenować przez najbliższy rok. Jak z pewnością zauważyłaś, ostatnio strasznie narzekała na okolice kostki, no i badania wykazały, że ma zerwane ścięgno Achillesa. - opowiedział ze skruchą w głosie.
- Ale jak to? Przecież za niecały miesiąc są Mistrzostwa Polski! Z kim ja będę grać?! - krzyczałam trochę zdenerwowana, ale też smutna - Czy w ogóle będzie jeszcze mogła grać? - spytałam już trochę spokojniej.
- Tego nie wiem, za rok się dowiemy. Dzisiaj odpuścimy sobie trening. Do jutra spróbuje coś wymyślić. - rzucił jakby zamyślony - Do zobaczenia.
- Do widzenia. - odszedł a ja nadal stałam w miejscu.
Dlaczego to musiało się stać akurat teraz? Kiedy właśnie zbliżały się najważniejsze dla mnie rozgrywki, bo w końcu pierwszy raz miałam w nich brać udział. Szybko zabrałam swoją torbę i wróciłam do domu, żeby choć trochę wygadać się mamie. Ona zawsze mnie wspierała, nawet w tych najbardziej trudnych chwilach. Dla niej zrobiłabym wszystko, za to co ona dla mnie. W tamtej chwili również postanowiłam sobie jedną rzecz, że mimo wszystko się nie poddam i będę grać dalej, dla siebie, dla Magdy.



Trenerzy byli załamani. W tym samym czasie na obydwóch spadło nieszczęście. Jedne z najlepszych zawodniczek dostały kontuzji, które prawdopodobnie już nigdy nie będą mogły pokazać na co je stać. Do Mistrzostw Polski został mniej więcej 3 tygodnie, czyli nadchodzący stres. Jeden z trenerów pewnej nocy wpadł na dość dobry, jego zdaniem plan. Przypomniało mu się, że ma przecież przyjaciela w Szczecinie, więc postanowił do niego zadzwonić. Chciał zasięgnąć tylko rady, a tu się okazuje, że przyjaciel również miał ten sam problem. Obydwaj wpadli na pomysł, żeby połączyć ich uczennice. Tylko był jeden minus, muszą pochodzić z jednego województwa a tak niestety nie było.
- Dobra stary to zrobimy tak, że będą z twojego, bo z tego co wiem to Karolina tam ma dziadków więc może się udać. - powiedział pewnie trener Karoli, Przemek.
- Dobrze niech będzie. - rzucił z przekonaniem Marek, trener Kamili.
- Wyślemy je 2 tygodnie przed, żeby się ze sobą oswoiły. Co ty na to?
- Super pomysł. Dobra muszę już kończyć. To jutro im mówimy, nie?
- Tak. No to narazie.
- No do zobaczenia.


  ~*~*~

Pepe.Tak, tak długo z tym zwlekałyśmy wiemy -,-. Niestety. Ale mam nadzieję, że się jakoś podoba ;) Gdyby nie Bunia to ten rozdział byłby za krótki. Mimo iż troche nudy w te wakacje jest to weny za nic nie ma... To chyba tyle ja nic więcej nie mam do dodania xd A teraz jeszcze zgadnijcie która bohaterka odzwierciedla mnie i a która Bunie :D Do następnego.!
Oddaje głos Buni xD
Bunn. No. Zgadujcie kto kim jest. Chociaż w sumie łatwo rozpoznać style pisania, ale nieważne. Nie będziemy potwierdzać żadnych hipotez. NIKOMU. Także ten, pozdrawiam, miłego czytania i do następnego, który swoją drogą mamy nadzieję, że pojawi się jeszcze w sierpniu ale nic nie obiecujemy. Bo jak rzekła Pepe : weny brak! A ten miesiąc zapowiada się w sumie bardzo, bardzo ciekawie. ;)

A teraz łapcie Matta ;D



KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ